Jacek Olechowski: Rock w Rok!

Kroki rock and rolla.

Tag: Jacek Olechowski

Now & Then…

Po ponad pięćdziesięciu latach mam, bardzo mam, te same odczucia i wzruszenia, które wciągnęły mnie i miliony nastolatków na całym świecie w cudowny świat muzyki. Dreszcze pierwszych taktów i scen A Hard Day’s night, aksamitną łagodność prywatek przy And I love her czy Lady Jane, bluesowe riffy Satisfaction czy Let’s Spend The Night Together, rock and rollowe kroki Twist & Shout czy Lady Madonna. Dwa wydarzenia ostatnich dni – „Hackney Diamonds” Stonesów, „Now and Then” Bitelsów odesłały do archiwów i peryferyjnych skansenów wszystkie rewolucje w muzyce popularnej, więcej wygadane niż pozostawiające jakikolwiek trwały wkład czy ślad.

Niby proste: mieć talent, ten niewobrażalnie wielki boski dar i jeszcze umieć się nim podzielić.

Kochać; tworząc i słuchając. Żyć.

Punk Not Bomb – 14.05.2022

„Wsiadł do pociągu nie byle jakiego”

Tygodnik ANGORA, Nr 32(1573) 9 sierpnia 2020r.

Przed laty Jacek Olechowski działał aktywnie w showbiznesie. Potem zmienił branżę. Niedawno wrócił na radiową antenę.

Wsiadł do pociągu nie byle jakiego

Dziennikarz muzyczny, miłośnik radia, wydawca płyt, menadżer. Promował zespoły rockowe w Polsce. Wielki fan rock and rolla, a najbardziej rocka we wszystkich jego odmianach. Współtwórca Rock Estrady. Menadżer zespołu Brygada Kryzys. Był jednym z pierwszych didżejów w Polsce Ludowej. Potem odszedł z branży muzycznej. Został przedsiębiorcą, inwestorem, ekspertem rynkowym.  I wciąż jest biznesmenem. Ale ponownie można go usłyszeć w radiu.

Kiedyś nie wyobrażał sobie życia bez muzyki, bez radia, bez showbiznesu. Potem jednak wiele zmienił w swoim życiu. – Od drugiej połowy lat 80., kiedy odwieszono kodeks handlowy, zająłem się sam sobą. I dalej, w lata 90. wszedłem z własnymi pomysłami.

Wyjaśnia, że działał w branży handlowej. – Trzeba było napełnić rynek. Oprócz pewnej misji był to dobry biznes. Sprzedawałem głownie artykuły spożywcze, soki, koncentraty z Węgier. Całe ciężarówki.

Jednocześnie, jak dodaje, nie zaprzestał wcześniejszej działalności, czyli prowadzenia firmy producenckiej wideo. – Zajmowałem się tym od 1985 r. I aby móc uzyskać wszelkie zezwolenia musiałem być członkiem Cechu Rzemiosł Różnych, w grupie różnych. Nagrywaliśmy na zlecenie filmy reklamowe, teledyski, obsługiwaliśmy wesela i inne uroczystości. Pracował wtedy u mnie, był operatorem   Wojtek Cejrowski.

Działalność wideo traktował już jednak wtedy tylko, jako coś dodatkowego, na boku, z sentymentu. Dominował, bowiem handel. – I przez te lata przeszedłem drogę od handlu artykułami spożywczymi do handlu pieniędzmi.

Śmieje się, że nie został bankierem, a niezależnym ekspertem rynkowym. – Zająłem się po prostu handlem zasobami finansowymi, organizacją finansowania na duże inwestycje. I działam w tej dziedzinie już 20 lat.

W tzw. międzyczasie prowadził własne restauracje. – To były trzy lokale. Jeden w Poznaniu i dwa w Warszawie. Czy nie wyszło? Wyszło, ale to ciężka branża. Kiedy zatem była okazja sprzedać je, to sprzedałem. I stałem się wolnym człowiekiem. Specyfika tej roboty polegała na tym, iż należało cały czas być na miejscu i pilnować interesu. Sto procent czasu dla biznesu. Przy trzech restauracjach jest to niemożliwe, a nawet przy jednej trudne do wykonania.

Jego zdaniem, jeśli ktoś decyduje się na życie restauratora, to wszystko inne winno pójść na bok. – W branży gastronomicznej spędziłem kilka lat. I wystarczy. Nigdy więcej. Nawet na starość. Nikomu takiej starości bym nie życzył.

Przez te lata nie miał żadnego zawodowego kontaktu z branżą medialną, ani z showbiznesem. – Niedawno podliczyłem, że ostatnią audycję przed odejściem poprowadziłem pod koniec 1981 r. Była to „Giełda płyt” w IV Programie Polskiego Radia. W tamtym czasie pracowałem już też w wydawnictwie płytowym Tonpress.

Przyznaje, że ciągnęło go do mediów, do pracy w radiu, do branży rozrywkowej, ale niestety, nie przeszedł weryfikacji w stanie wojennym. – Krótko mówiąc, wyrzucili mnie z roboty w Tonpressie. Miałem „szlaban”. Z radia nie wyrzucali, ale nie miałem przepustki, wiec nikt mnie nie wpuszczał na teren rozgłośni. Jasno oceniłem swoją sytuację, wiedziałem, że w mediach nie ma co szukać.

Wtedy, jak opowiada, rękę podał mu Stanisław Cejrowski, dyrektor Stołecznej Estrady. – I razem utworzyliśmy Rock Estradę. Zajmowaliśmy się tylko rockiem. Nie miałem żadnych związków z branżą medialną, ze światem dziennikarskim.

Jak czuł się w biznesie, czy odnalazł się w nowych zajęciach? – Wciągnęło mnie to. Wcześniejsza praca dziennikarska bardzo mi pomogła. Wszak to robota kreatywna. Właściwie nigdy, nigdzie nie byłem na etacie. A jeśli już to krótko. Nie byłem przywiązany do biurka.

Uważa, że bycie freelancerem bardzo kształtuje charakter i uczy walki oraz kreatywności. – I dzięki temu nie miałem problemu, aby postawić na szeroko pojęty biznes. I dobrze się w nim poruszałem.

Urodził się w Krakowie. Jest młodszym o cztery i pół roku bratem Andrzeja Olechowskiego. – Pół podstawówki robiłem w Krakowie, a drugie pół w Warszawie. Z liceum było podobnie. Dlaczego? Bo mieszkałem trochę w stolicy, a trochę w grodzie wawelskim. Cała rodzina była w Warszawie, a w Krakowie babcia. Trasę autostopem między tymi miastami miałem opanowaną do perfekcji. Znałem każdy kamień.

Maturę robił w krakowskim liceum. – Zamierzałem tam studiować. Złożyłem papiery i teczkę w pracami na ASP. I szedłem już na egzamin, ale po drodze mijałem Dworzec Główny PKP. I wsiadłem do pociągu, nie byle jakiego, ale do Warszawy. Taki spontan.

Tłumaczy, że za swój wielki sukces uważał zdanie matury. – A potem zakwalifikowanie się do egzaminu na ASP. I to mi wystarczało. Przeważyła chęć wolności, swobody działania, nieuwiązania.

Po przyjeździe do stolicy chciał podjąć studia na Uniwersytecie Warszawskim, na Wydziale Historycznym. – Chciałem to uczynić dla rodziców. Ale nie podszedłem do egzaminu. Od razu rozpocząłem, a tak naprawdę, to wznowiłem współpracę z Rozgłośnią Harcerską. Już, bowiem w liceum, razem z nieżyjącym już niestety, Romkiem Czystawem, późniejszym wokalistą Budki Suflera, chodziliśmy do radia z własnymi płytami. W Rozgłośni Harcerskiej prowadzony był cykl – „Program naszych słuchaczy”. I właśnie wtedy zadebiutowałem na radiowej antenie.

Wspomina, że bardzo go to wciągnęło. – Czuliśmy się tak, jakbyśmy złapali pana Boga za nogi. W tym czasie mój brat miał już stałą audycję w tym radiu.

Czuł się, jak ryba w wodzie. Radio okazało się być dla niego nie tylko przygodą, ale i wyzwaniemI przy tej okazji, jak mówi, brat stworzył, klub – „Przy muzyce o muzyce”. – Zapraszał tam wiele znanych postaci. To było i granie i rozmowy przy muzyce. I Andrzej zrobił z trzech osób, w tym i ze mnie zarząd tego klubu.

Podkreśla, iż był to moment przełomowy. – Bo w tamtym czasie, brat z Wojtkiem Mannem i Jackiem Fedorowiczemzaczęli tworzyć radiową „Trójkę”. W pewnym momencie szefostwo Rozgłośni Harcerskiej uznało, że klub przejmuje sztandarową audycję – „Listę przebojów”, co dla nas, nastolatków, było szczytem marzeń i sławy. To było coś zupełnie niewyobrażalnego.

Wtedy jednak, jak tłumaczy, musiał przerwać tę radiową przygodę, gdyż konieczny był wyjazd do Krakowa. – Musiałem skończyć liceum.

Przyznaje, ze mógł właściwie to zrobić w Warszawie, ale w ogólniaku, do którego uczęszczał, nie za bardzo go chcieli. – Nie miałem, zatem wyjścia. Pojechałem do Krakowa. A kiedy po maturze, wsiadłem do pociągu do Warszawy, od razu po przyjeździe trafiłem do zaprzyjaźnionej Rozgłośni. To był w zasadzie powrót, bo w radiu miałem już własne, regularne audycje.

Spędził w tej stacji dziesięć lat. Na studia go nie ciągnęło. – Zresztą nie miałem na to czasu. W tym okresie zaangażowałem się dość mocno w tworzenie nurtu dyskotekowego w Polsce.

W 1974 r. został laureatem I Ogólnopolskiego Festiwalu Prezenterów Dyskotekowych we Wrocławiu. – Ta impreza miała wielką rangę. A w nagrodę otrzymałem rynkowy szlagier, czyli adapter „Mister hit”.

Zaczął pracować w dyskotekach i w klubach studenckich, jako prezenter. – Wyrobiłem sobie w Ministerstwie Kultury i Sztuki odpowiednie papiery. Grałem w całej Polsce. Skąd miałem płyty? Z giełdy na stołecznym Wolumenie. I od znajomego marynarza.

Prostuje, że to on był prezenterem dyskotekowym, a nie jego brat, jak wielokrotnie mylnie podawano. – Nie wiem, skąd wzięły się te informacje. Andrzej był radiowcem. I tam pracował. A ja stałem za konsoletą w klubach.

Pracował, zatem w Rozgłośni Harcerskiej i grał jednocześnie w dyskotekach. – Nie trudno sobie wyobrazić, jak wyczerpujące to było życie – śmieje się. – Kto by zatem w tych uwarunkowaniach myślał o studiowaniu. . A na studia przyszedł czas później, jest magistrem pedagogiki ze specjalnością Edukacja dla rynku pracy.

Tłumaczy, że tak naprawdę nie odszedł z radia, a częściowo zmienił jedynie miejsce pracy. – Przeszedłem bowiem do Tonpressu, firmy zajmującej się wydawaniem płyt i kaset magnetofonowych. Zajmowałem się tam sprawami reklamowymi. Dla mnie był to awans. Zwłaszcza, ze Rozgłośnia była już prawie niesłyszalna. Zmieniły się czasy, zmieniły się przepisy.

Pracując w Rozgłośni Harcerskiej współpracował z różnymi antenami Polskiego Radia. W tym z „Trójką”. Z Tonpressem związany był dwa lata. – Odszedłem, bo zlikwidowano redakcję, czyli moje miejsce pracy. Mówiąc krótko, zostałem zwolniony. I wtedy dyrektor Cejrowski podał mi rękę.

W Rock Estradzie zajmował się koncertami. – Byliśmy agencją, która zajmowała się kilkoma zespołami, takimi, jak: Lady Punk, Kryzys, a potem Brygada Kryzys, Republika, Oddział Zamknięty. Organizowaliśmy im pierwsze koncerty i trasy.

Wcześniej był już menadżerem Kryzysu. W muzyce tego zespołu dostrzegł powrót do klasycznego, prawdziwego rock’n’rolla. – To było jeszcze za czasów Rozgłośni. Sztuką było zrobić coś takiego, aby zespól, który nie ma żadnego nagrania, trafił na pierwsze miejsce Listy przebojów. A ten zespól znalazł się na I miejscu LP, co zresztą wydrukowano w „Panoramie” śląskiej. A nie było to byle jakie miejsce, bo ta gazeta była organem KW PZPR w Katowicach. Udało mi się wypromować Kryzys, jakkolwiek by to nie brzmiało. Czułem się trochę, jak Chas Chendler, który odkrył Jimiego Hendrixa, albo Malcolm McLaren, menadżer Sex Pistols.

Podkreśla, że jak na tamte czasy, był to nowy styl management. – Widziałem, co się działo w muzyce. Że rock poszedł w złym kierunku. Radiowa „Trójka” w ogóle nie zauważała punk rocka, gdzie w Anglii ta muzyka dokonała przewrotu absolutnego.

W Rock Estradzie sprowadzali także gwiazdy z zagranicy. – Między innymi przyjechał UK Subs. Ich trasa z Republiką to wydarzenie historyczne. Przejechaliśmy całą Polskę i wszędzie był full ludzi. Podobną, znakomitą trasę po kraju odbyła grupa Spear of Destiny z naszym Klausem Mittwochem. Było też wiele innych zespołów, a koncerty odbywały się wyłącznie w dużych hallach. W Gdańsku np. w „Olivii”, w Warszawie na Torwarze.

Kiedy pracował w Agencji i był menadżerem Kryzysu, a potem Brygady Kryzys, nie prowadził już dyskotek. – Zacząłem już szanować zdrowie. Na dłuższa metę nie dało się tak funkcjonować.

W Rock Estradzie pracował trzy lata. Odszedł, gdyż, jak mówi, wokół było wiele zmian i trudno było już w tym swobodnie funkcjonować. – Nie dało się pracować. POP PZPR w Agencji wnikliwie hamowała nasze działania.

Odszedł bez żalu. – Trzeba było coś zmienić. Zafascynowałem się wtedy wideo, jako nowym zjawiskiem i to mnie wciągnęło. A potem poświęciłem się już biznesowi. Ważny był aspekt niezależności, wolności wyborów i swobodnego działania. A to zależało tylko ode mnie, a nie od dziesięciu innych czynników i decydentów.

Formalnie jest już na emeryturze, lecz w biznesie działa do dzisiaj. Ale, o czym mówi nie ukrywając radości, po latach wrócił do radia.  – Do współpracy zaprosił mnie nad redaktor Paweł Sito, który stworzył nowoczesną, internetową stację radiową – Radiospacja.pl. Ucieszyłem się z tego projektu Pawła, z którym znamy się jeszcze z Rozgłośni Harcerskiej. Dla mnie jest to wyzwanie.

Już od kilku miesięcy prowadzi w niedzielę o godzinie 16 autorskie audycje muzyczne „Out of time”. – Cały czas trzymam się lat 60. Bo mało, kto zdaje sobie sprawę, że wszystko, co ważne, powstało w tamtych latach. I znakomita większość przebojów pop music, to albo covery, albo covery coverów piosenek powstałych w tamtych latach.. I tym się bawię.

Tym samym, po 40 latach wrócił do tego, co najbardziej lubił w życiu. Czy nie miał obaw? – Kiedy otrzymałem propozycję od Pawła, długo się nie zastanawiałem. Owszem, miałem sporą tremę, ale szybko ją pokonałem. I znalazłem się w świecie młodszy o blisko pól wieku. Mam wrażenie, że przedłużyłem sobie życie.

Tomasz Gawiński

c637__Tygodnik_Angora__09_08_20__1750_17

117133008_10208583825108839_6229205522303492707_o

„Swinging 60’s”

Zawsze w swojej pracy radiowej przestrzegałem zasady „Radio Gra”! Żadnych pogadanek, żadnych przegadanych zapowiedzi. Muzyka. Muzyka gra! Dlatego i teraz, po blisko czterdziestoletniej antenowej przerwie – ta zasada jest dla mnie święta!
Dziś jednak, mogę sobie pozwolić aby wykorzystać Face Booka na czasem istotne dla mnie komentarze. Co też uczynię nawet już dzisiaj! Przygotowując kompilację przebojów „Swinging 60’s” do ostatniego wydania audycji Out of Time chciałem dobitnie pokazać, jak w latach 60, wykluwający się z big bitowych powijaków rock w Polsce nie odbiegał zupełnie od tego, co działo sie wówczas w rock and rollu – czy w Anglii, czy w Stanach. Taka np. kapela jak Polanie mogła spokojnie stanąć na scenie z Animalsami a Mira Kubasińska nagrać płytę z The London Beats w studio Polskich Nagrań. Pamiętam, jak zupełnie nie zdziwiła nas wiadomość, ze Krzysztof Klenczon ma zająć miejsce Toma Fogerty’ego opuszczającego właśnie Creedence Clearwater Revival. Niestety, plany te przekreśliła tragiczna śmieć Krzysztofa. Breakout z tamtych czasów świetnie brzmi z Georgie Famem, Skaldowie nawet śmiało mogą obok Beatlesów – jak to wszystko doskonale słychać w mojej audycji. Póżniej, to wszystko się rozjechało. Czesław Niemen nie mógł się zdecydować czy Enigmatc, czy Joloczki Sosnoczki a Skaldom marzył się jakiś Art Rock itd…. najlepsi muzycy rockowi rozjpierzchli się po świecie zarabiając „do kotleta” na statkach wycieczkowych, czy w klubach polonijnych. Niektórzy , jak np. Zbigniew Hołdys otrzaskali się rock and rollowo i przywieźli ze Stanów walizki pełne przebojów, granych i śpiewanych przy ogniskach, na weselach i wciąż popularnych dancingach. Powstająca w Polsce scena punkowa od początku ciężko łapała porozumienie z zastaną sytuacja i zaczęło powstawać tak kuriozalne zjawisko jak polski rock, a nawet polski punk rock potęgowane przez różne pomysły w stylu Muzyki Młodej Generacji.
Zupełnie zamknięta scena, do dziś broniąca się frustracją i opowieściami dziadunia. Bo przecież nie płytami (gdzie one są?!). Zjawisko jak się okazało bardzo zamknięte w niszy pokoleniowej, w której do dziś trwa już mocno wyszczerbiona zazdrość o zasługi. Nie mówiąc już o jakimkolwiek kontakcie ze światem – po pierwsze, trzeba było przecież znać jakieś języki! Franek Zappa przyjeżdżający pograć do Pragi z The Plastic People of the Universe… zapomnij. Ta sztuka udała się u nas tylko jazzmanom. Oni znali języki, kochali muzykę i nie bali się świata. Świat ich szanował.
Posłuchajmy wydania audycji Out of time pt „Swinging 60’s” w podcastach Radiospacji!

Wystawa Ani Lyons „Polski Punk”

W sobotę 23.03 w Warszawie, w Punkt 77 na ul. Inżynierskiej odbył się wernisaż wystawy Ani Lyons „Polski Punk”.

54361812_2278655295681340_531472580490559488_o

Ten wywiad Ada przeprowadziła ze mną. Ma się ukazać wkrótce w albumie o tym samym tytule co wystawa.

„Jacek Olechowski, kiedyś dziennikarz muzyczny, radiowiec, wydawca płyt, manager i promotor zespołów rockowych- dziś niezależny ekspert rynkowy, inwestor i przedsiębiorca. Nadal uważny, aktywny obserwator i komentator współczesnego stylu życia, reguł oraz zdarzeń społecznych, kulturowych; codziennych.

Rock and Roller!

Pracował wtedy w kultowej Rozgłośni Harcerskiej i w  wytwórni płytowej Tonpress. Był też współtwórcą i szefem artystycznym agencji koncertowej  Rock Estrada. W muzyce Kryzysu dostrzegł powrót do klasycznego, prawdziwego rock’n’rolla. Zafascynowało go to do tego stopnia, że przyjął funkcję ich menadżera. Dzięki niemu zespół Kryzys a potem przekształcona z Kryzysu Brygada Kryzys odnosiły sukces, grały na wielu trasach koncertowych. Gdyby nie Olechowski, Kryzys nie byłby w stanie zaistnieć medialnie ani grając tak niewiele koncertów, przejść do historii rocka.

Muzyka punk rock

…Bylem (i jestem) wielkim fanem rock and rolla, dziennikarzem muzycznym i doskonale orientowałem się, co się działo na światowych scenach. Punk był w pewnym sensie do przewidzenia. Przede wszystkim zniknął rock. To, co było w latach 50., 60., to wszystko zginęło na rzecz muzyki typu Genesis, Emerson, Lake & Palmer. Gdzieś te emocje musiały ujść. Nie mogły ujść w kierunku disco, kolejnego  wcielenia Boney M. Dochodziło już do tego, że Skaldowie grali Bacha, a Józef Skrzek w planetarium w Chorzowie patrzył przez lunetę w kosmos i grał  na klawiszach. Siedziało tam ze 30 osób wpatrzonych, zasłuchanych, ale to już przecież przestawało mieć coś wspólnego z rock ‚n’ rollem.

Fascynowało mnie to, co się zaczęło dziać na świecie. Coś między nową falą a punk rockiem. Później ten kierunek załapał  trochę więcej agresji, założył glany i mundurek. Ale początek był łagodny; marynareczki, krawaciki. To wszystko przypominało brytyjską  inwazję lat sześćdziesiątych. To było dokładnie to, co grali w Anglii The Searchers, Hollies czy Garry and the Peacemakers. Cały Liverpool i Mersey Sound . Pamiętam, jak Amok (Andrzej Turczynowicz) zaprosił mnie do Sound Clubu w Remoncie. Przyniosłem wtedy płytę Searchersów, a młodzież się cieszyła: O, jaka świetna kapela punkowa!.  A wtedy The Searchers to byli staroć, 15 lat po debiucie. To nie było może dokładnie to samo, ale to samo ujście.

Osobowość punk

Gdzieś te emocje muszą iść, a to jest muzyka tworzona przez wyrażanie emocji. Później zaistniały różne  nieciekawe rzeczy. Ale dużo też dobrego zostało. Punk obejmował szerokie spektrum. Po prostu to, co się później działo, mnie się już mniej podobało- ale to socjologia nie muzyka. Ogólnie rzecz biorąc to jest rock’ n’ roll, to musiało zaistnieć i to było fajne. Drugą rzeczą jest to, że ruch punk rockowy jeszcze raz udowodnił, że to nie jest ważne, jak się gra, czy gra się rewelacyjnie, czy poprawnie, czy nie. Ważny jest kształt tej muzyki, ważna jest siła tego wszystkiego, co nie tylko daje gitara, nie tylko daje jakiś tam instrument, ale daje jeszcze dusza, atmosfera. To, co było jeszcze w Kryzysie ważne i do dzisiaj jest nie do powtórzenia, to była charyzmatyczna  osobowość Maćka Góralskiego. Grał na bębnach, jak grał, natomiast to się na nim wszystko zasadzało. To była jego głowa, jego duch to wszystko ogarniał. Spiryt taki. Taką postacią był też Tomek Świtalski, po prostu miał saksofon i bez niego to się by nie liczyło. No i oczywiście Robert Brylewski – gigant! Siła kapeli to jest właśnie ta całość, wygląd itd. Tu wszystkie zmysły muszą pracować. Po wyjęciu nawet jednego elementu czy dwóch okazuje się, że wszystko pada. Każdy element tworzy całość i jest równie ważny. I to było to, co mnie ujęło i wciągnęło w Kryzys.

Pierwszy kontakt z Kryzysem

Zacząłem puszczać muzykę punkową, nowofalową w radiu, kiedy zgłosił się do mnie Maciek Góralski. Opowiedział mi o kapeli. Podchodziłem do tego raczej sceptycznie, ale wciągnął mnie jego zapał. Zaprosił mnie kiedyś na koncert w studenckim klubie Pudło. Nawet nie wiedziałem, że jest taki klub na Mokotowie. Klub jak klub, ale kapela wyszła i to mnie złapało. Odniosłem takie właśnie wrażenie, jakie miałem kiedyś na filmie „The Hard Day’s NightBeatlesów. Pierwszy akord. Chłopaki wylatują i zaczyna się fantastycznie dziać. Dokładnie to samo tutaj, może z mniejszymi umiejętnościami, ale atmosfera i duch tego wszystkiego to było właśnie to, o co mi chodziło.

Manager

Trudno mi powiedzieć, czy byłem managerem  z prawdziwego zdarzenia, czy nie, bo ja nie wiem, co wtedy oznaczało manager. W każdym razie, to mi się podobało i postawiłem sobie jakieś zadanie, proste zadanie. Kapela musi być znana. Nie powiem, żebym temu zadaniu poświęcił życie, ale był to niezły kawał roboty (ha!). Szkoda, że się to tak potoczyło, że sława  rozwaliła Kryzys. Uważam, że kapela się skończyła wraz z odejściem Maćka. Wtedy, gdyby można było ich wzmocnić muzycznie, ale nie indywidualnościami, toby można było to dalej pograć. Irek  był  bardzo dobrym basistą. Gdyby można było dodać wspomaganie Maćkowi i Robertowi, toby ta kapela mocno brzmiała. Natomiast Tomek Lipiński, niezwykle łasy na sławę, po dojściu do zespołu po prostu go przejął. Nie bylem na tyle zżyty z kapelą, żeby się orientować wielu ich  prywatnych sprawach i nawet specjalnie tego nie chciałem utrzymując lekki dystans zawodowy. Pewnego dnia po prostu się dowiedziałem, że Maciek odchodzi. Myślałem, że to tylko chwilowe i wszystko wróci do stanu poprzedniego, ale nie wróciło. Na pewno powstało coś bardzo ciekawego, ale to już było bardziej wydumane,  bardziej profesjonalnie i urynkowione. Straciło ten pazur. Tomek Lipiński jest dobrym popowym wokalistą. A Robert w tym zginął. Z tym swoim pazurem, zginął.

Promocja/Lista przebojów.

To był numer niewyobrażalny, bo jak zrobić przebój z kawałka, który nawet nie był nagrany. Sztuka była nie z tej ziemi. „Telewizja” weszła na listę przebojów Rozgłośni Harcerskiej, którą wtedy redagowałem i prowadziłem, ale to było jakieś  nagranie, nawet tylko fragment z amatorskiego sprzętu. Rozgłośnia też nie była jakoś specjalnie słuchalna. Wykorzystałem to, że Lista Przebojów Rozgłośni Harcerskiej   była drukowana w kilku czasopismach.  Jak się pojawiła w druku, to już było coś. Pojawiło się też w „Panoramie” śląskiej. A to był organ Komitetu Wojewódzkiego PZPR, a na pierwszym miejscu Kryzys z „Telewizją”! To dopiero była niezła sztuka!

Koncerty

Był to okres, w którym się dużo działo. Koncerty były wszędzie. Kwestia tylko była, żeby to tak zorganizować, żebyśmy my w tym wszystkim uczestniczyli. Koncerty były różne, łącznie z tymi dziwnymi. Kiedyś braliśmy nawet udział w imprezie na Święcie Prasy Młodzieżowej w Dębicy, reżyserowanym przez zaprzyjaźnionego  rock’n’rollowca Filipa Holszańskiego –  w dobrym towarzystwie: my, Porter Band, Onomatopeja i jeszcze ktoś. Dla mnie ukoronowaniem tego czasu był  fantastyczny koncert na Pop Session w Sopocie.  Kilka tysięcy ludzie dało standing ovation”. Poczułem wtedy, że tak miało być. Że tak ma być! Wtedy nie było tak, że krzyknęło się na ulicy i robiło się koncert  Były estrady, domy kultury. Jednak trzeba było mieć kapelę gdzieś przypisaną. Myśmy się w pewnym momencie znaleźli się razem z Perfectem w Robotniczym Centrum Kultury Ursus w jakiejś ich agencji, która robiła koncerty. Dzięki Zbyszkowi Hołdysowi, który nam tam utorował drogę. Potem już była Rock Estrada!

Torwar

Pamiętam koncert na Torwarze. Mieliśmy jeden problem. Chłopaków wyrzucili niedawno z Remontu. Nie tylko ich, tylko w ogóle pogonili towarzystwo punkowe. Stał za tym  Marek Karewicz, do którego nie mogłem mieć pretensji. Był postacią! Mógł tak chcieć, mógł nie lubić i tyle. Na Torwarze, on właśnie miał zapowiadać Kryzys, ale oświadczył, że nigdy w życiu. Wybrnęliśmy z tego w ten sposób, że Zbyszek Hołdys ich zapowiedział po skończeniu występu Perfectu.

Koncert w Opolu

O godz 16-ej, jasno jak cholera, zespół Kryzys wychodzi, zaczyna rzeźbić, a publika siedzi, patrzy zdziwiona; co to jest. Czerwiec, jasno i zero kontaktu z publicznością, która przecież przyszła w ramach festiwalu piosenki. Sam koncert to był Rock w Opolu. To było przeżycie! Tu się chłopaki męczą, a tu zero reakcji, publika nie reagowała. W końcu Góralski się poderwał, rzucił pałeczkami i krzyknął; „Nie wiem, mięsa  się pewnie najedliście!”.

Płyta francuska

Ta płyta poszła poza mną, bez mojej i zespołu wiedzy. Płyta  ta, podobnie jak i późniejsza angielska, była żadna,  nagrana na magnetofonie szpulowym surówka. Ale to był fajny greps. Był wtedy w mainstrimie  nurt nazwany Muzyka Młodej Generacji, chociaż wielu z jego przedstawicieli debiutowało jeszcze w latach 60 (ha!)…  W ramach tego cyklu odbył się  maraton Rock Arena w Poznaniu. Trzydniowy festiwal w dobrej obsadzie: Porter Band, Iza Trojanowska, Kombi. Jest konferencja prasowa rano, rozpoczynająca imprezę. Siedzą, oficjalni bardzo organizatorzy za stołem przykrytym zielonym suknem, paprotka z jednej strony, paprotka z drugiej, wymieniają, kto będzie. Pada pytanie z sali: A gdzie zespół Kryzys? Organizator wstaje i odpowiada, że bardzo by chciał, żeby Kryzys wystąpił,  ale to, ale tamto, niektórzy z nich mają matury itp. W tym momencie drzwi się otwierają i wchodzi w pełnym składzie zespół Kryzys.  Oczywiście w wielkiej tajemnicy przygotowaliśmy to „nagłe” wejście. Ja wiedziałem, że tak się stanie i wyciągnąłem spod stołu te francuskie płyty. To stało się wydarzeniem. Ale też zabraliśmy show organizatorom spod znaku Muzyki Młodej Generacji, bo nie było relacji prasowej, która by nie napisała o tym, jak to zespół Kryzys nie wystąpił na Rock Arenie. Takimi grepsami robiliśmy  huk wokół kapeli. Zespół nie wystąpił, a się o nim pisało i to z sympatią. Większość z fachowych recenzentów, jakby usłyszała zespół, toby z taką sympatią prawdopodobnie nie napisała. Ale sytuacja się spodobała. Wchodzą młodzi chłopcy, jest płyta, jest greps. Organizatorzy festiwalu z pięć lat się do mnie nie odzywali. Wyznaczyłem sobie za cel, żeby zrobić huk wokół kapeli, spopularyzować ją i to się udało.

Czarna płyta Brygady Kryzys

Pracowałem wtedy w Tonpressie i chciałem się tam przebić z płytami Kryzysu i Perfectu. Przyjechałem kiedyś z klubu w Ursusie do Tonpressu i mówię o Perfekcie, że kapela jest rewelacyjna. O Kryzysie wszyscy wiedzieli i traktowali mnie jak idiotę. Oczywiście mnie zlekceważyli.  Po prostu szefem artystycznym Tonpressu był Krzysztof Sadowski, znany jazzman, który piany dostawał na ustach, jak takie kapele słyszał. To był czas, w którym towarzystwo jazzowe nie bardzo kochało się z rockmanami. Redakcja repertuarowa bała sie wychylić. Jednak mi się udało. Swoim entuzjazmem zaraziłem ówczesną szefową Tonpressu panią Kempową, ważną wówczas personę- żonę członka Politbiura. Jej się może nie spodobała Brygada Kryzys, ale doceniała mój entuzjazm. Zgodziła się na nagranie. Wtedy Tonpress skończył budowę nowego studia na Wawrzyszewie i to miały być testowe nagrania Brygady. Perfect już miał wcześniej nagrania radiowe. Namówiłem do współpracy realizatora Kubę Nowakowskiego. Wywodził się z  warszawskich kapel big bitowych lat 60’ tych, Grupa Pięciu itd. To był doskonały wybór, bo płyta jest fantastycznie zrobiona, świetnie brzmi nawet dzisiaj. Dzięki entuzjazmowi paru ludzi. Dla mnie to była ogromna satysfakcja. Płyta to było coś! Nie doczekałem niestety momentu w którym ta płyta się ukazała, bo mnie po 13 grudnia i politycznej czystce w mediach wyrzucili i z Tonpressu i z radia. Z Rafałem Szczęsnym Wagnerowskim uświadomiliśmy sobie, a w zasadzie to nam uświadomiono dobitnie fakt, że zakładając Solidarność w Krajowej Agencji Wydawniczej, której częścią był Tonpress nie bardzo możemy oczekiwać pobłażania ze strony systemu i trzeba się będzie pożegnać z zawodem dziennikarskim.

Po tym mocnym zawirowaniu w moim życiu zawodowym, Stanisław Cejrowski, legendarna postać środowiska jazzowego i rockowego ściągnął mnie do Stołecznej Estrady i stworzyliśmy Rock Estradę. Mieliśmy Brygadę Kryzys, Oddział Zamknięty, Lady Pank i Republikę. Republika pod auspicjami Rock Estrady zadebiutowała w Warszawie na koncercie w Hali Gwardii…

Stan wojenny

Pierwszy koncert jaki wtedy zrobiliśmy odbył się w lutym 1982 roku w warszawskiej Hali Gwardii.To był koncert Republiki, TSA i Oddziału Zamkniętego… a przede wszystkim Tadeusza Nalepy. Tadeusz zaprezentował, z olbrzymim sukcesem, po raz pierwszy swój nowy solowy projekt. Dobry skład. Wiele kapel chciało wtedy jeszcze wystąpić, ale dostaliśmy od Estrady max 2 godz i niestety nikt więcej nie mógł się zmieścić, planowana była też  Brygada Kryzys mimo już słabego   z nimi kontaktu, i  niedawnego   dużego koncertu w Sali Kongresowej. Muzycy Brygady mieli wówczas opłacane przez Stołeczną Estradę próby poza Warszawą, przygotowując materiał na jakąs wyimaginowaną płytę.  Okrojona nazwa „Brygada” została wymyślona przez jednego z muzyków na potrzeby pagartowskiego wyjazdu do Holandii, który zresztą nie odbył się odwołany przez holenderskich organizatorów. Brygada Kryzys z pełną nazwą na plakatach odbyła wcześniej fantastyczną trasę pod koniec listopada 81’wraz ze świetną brytyjską kapelą TV-21, zakończoną, jak wspominałem,  wielkim koncertemi w warszawskiej Sali Kongresowej.W lutym 1982 r. z Hali Gwardii na całe miasto jak grom huknęły dźwięki rock and rolla obijając się o blachę zomowskich hełmów i radiowozów. W rezultacie  ten weekend niespodziewanie przebiegł w bardzo dla mnie dramatyczny sposób,  w areszcie komendy milicji na Walicowie, gdzie trafiłem zadenuncjowany przez kolegów „z branży” – co zresztą skończyło się , jak wspomniałem wcześniej,  wyrzuceniem mnie z pracy w Tonpressie i w ogóle w mediach – karą za Solidarność. Już po wszystkim, jak „wróciłem do żywych” zapamiętałem konsekwencje z nim związane.  W  rozumieniu szefostwa Hali Gwardii, która przecież była obiektem milicyjnym, stan wojenny to ład i  porządek i w związku z tym na widowni miały być ustawione krzesła. I były: równiutko w rzędy poustawiane. Można sobie wyobrazić, co było w trakcie i po koncercie. Ja doświadczyłem tego obrazu parę dni po wydarzeniu ; rozpaczający szef Hali Gwardii i taka kupa, kupa tych rozkładanych krzeseł, a raczej tego co z nich pozostało. Ale dobra; chcieli, to mieli.

270263385_10219008625996652_8695994726085180651_n

Płyta nr 3

Wydany został też LP angielski, ten z Pałacem Kultury. To było z nagrania z koncertu w Rivierze Remont. To był koncert w rozliczeniach muzyków za miejsce na próby, poza Rock Estradą, w bezpośrednich uzgodnieniach zespołu ze studenckimi działaczami Riviery. Byłem na nim wśród publiczności. Kolega, który przeprowadzał całą tę angielską operację od strony wydawniczej, nie wyszedł na tym zbyt usatysfakcjonowany.  Nie był to artystyczny hit a i pomysł sprzedaży na patent „z za żelaznej kurtyny” najwyraźniej nie chwycił. Pamiętam, że było pełno tych płyt w sklepie na Słupeckiej. Tutaj się na pewno sprzedawały dobrze. Ale ile?

Potem, jeśli chodzi o Brygadę Kryzys, to się wszystko rozmyło. Rock Estrada finansowała muzykom próby, sprzęt dawała, ale w pewnym momencie, bardzo rozedrganym, wszyscy wiedzieliśmy, że nic z tego nie będzie. To nawet nie chodziło o stan wojenny. Ta płyta  angielska była już takim sygnałem. Nagrana w Tonpressie  czarna płyta ukazała się tuż  później i kapela po prostu już jej nie dogoniła.

UK Subs i inne koncerty.

Wspólnie z Antkiem Kołakiem w  Rock Estradzie zrobiliśmy kilka tras w naszym firmowym cyklu „Rock Blok”. Miedzy innymi fantastyczna z  UK Subs i Republiką. Całą Polskę przejechaliśmy. Hala Olivii, Torwar, wszędzie bilety sprzedane na full. To był kawał dobrej muzyki, fantastyczne zdarzenia. Na Torwarze były dwa koncerty po 7 tys. ludzi.  W połowie trasy dostaliśmy informację, że wszystkie bilety na Torwarze są wyprzedane. Podjęliśmy decyzję, żeby następny koncert organizować.  W Stołecznej Estradzie zebrała się Podstawowa Organizacja Partyjna, aby nas powstrzymać. Stasio Cejrowski nagle na zwolnienie poszedł. A my z Olsztyna wysłaliśmy informację: sprzedawać! W końcu wyszło na nasze. Te „zabawy” kompetencyjne z urzędnikami systemu  były nie z tej ziemi, ale z tym trzeba było żyć. To był element gry. Jak tu przechytrzyć władze. Każdy koncert, każdy występ, każde nagranie musiało mieć stempel cenzury. Wszystkie: i Kryzysu, i Brygady miały. Wszystkie opowieści o tym, że cenzura ingerowała akurat w tych przypadkach  są po prostu nieprawdziwe. Oczywiście były takie – Zbyszek Hołdys  walczył ostro.

Grzesiek Kuczyński, który mieszkał trochę w Londynie, trochę w Warszawie, miał niezłe kontakty z tamtejszym rynkiem muzycznym i organizował kapele. Oczywiście to wszystko musiało przejść przez Pagart. Pagart nam jako Rock Estradzie przy Stołecznej Estradzie odpuszczał, bo nie interesowały go mniej znane kapele. Budgie, UFO-te duże zabierał, organizował koncerty. TV 21, UK Subs, Spear of Destiny zostawiał dla nas. Ich trasy organizowaliśmy w całej Polsce. I oczywiście warszawskie koncerty, wymienionych wcześniej Budgie, UFO oraz Nazareth, Tangerine Dream, Kraftwerk Tiny Turner.

Jaka była różnica między punk rockiem a rock ‚n’ rollem, to można było w trasie zobaczyć. Pół autobusu piło , a pół paliło . Dorośli byli w środku (ha)

Punk był u nas bardzo  pokoleniowy. Socjologicznie to była kwestia mody. Jak „nowo” było!

W PRL-u lat 80’ tych przecież było obrzydliwie siermiężnie. Każde nowe trendy  ubarwiały życie, monotonną, brudno-szarą  codzienność. Coś się działo i dawało poczucie związku ze światem. Ja pamiętam jeszcze w latach 60., jak oglądałem film A hard days night” z  The Beatles w kinie, to utożsamiałem się z nimi, z ich muzyką. Mieliśmy po tyle samo lat i mniej więcej to samo się działo w naszych głowach. Mieliśmy zdecydowanie utrudniony dostęp do wszystkiego, ale dawaliśmy radę. Pamiętam, jakim świętem była płyta.

Punk był nowy, była zmiana. Przyszedł też  czas agresji. Ale to już temat dla socjologa. Reszta to muzyka i show-biznes. Jaki ten show-biznes w PRL-u był, taki był. Byliśmy w nim.”

Rozmawiała Ada Lyons.

Wywiad ten ma się ukazać w zapowiadanej kontynuacji albumu „Polski Punk”.

Havana Moon – Koncert w kinie!

Najlepszy koncert The Rolling Stones jaki widziałem. I zdaję sobie sprawę, że wersja pokazana wczoraj (tylko wczoraj, 23.09.2016) w kinach na całym świecie była juz dopracowana przez fachmanów od obrazu i dźwięku. I co z tego?! Ale to byli Stonesi i to ci ze swojego najlepszego okresu lat siedemdziesiątych. Brzmienie i stylistyka, szczupłość sceny i oszczędna scenografia. Zaskakujący aranż „Paint it black”… Na taki zwrot mogą sobie pozwolić tylko najwięksi. A większych od nich nie ma! No i ta chwila, ten moment historii. Rock & Roll w Hawanie i ponad milionowa publiczność. Wielka radość wśród publiki, wielka radość na scenie. Mick, Ronnie, Charlie,Keith i reszta wspaniałej ekipy porwali entuzjazmem chłopaków cieszących się z grania na szkolnej zabawie. Któryś raz pierwszy raz. Pierwszy raz w Hawanie!Havana Moon

Rolling Stones, Warszawa, kwiecień 1967 – konferencja prasowa

„Jazz” nr 130, 06.1967, na zdjęciach między innymi:  Andrzej Olechowski i Tomasz Wielski36910864_1958547750882115_4658572720403906560_nMick Jagger i Andrzej Olechowski

471818_10150964266967931_1676306514_o421332_10150764304392931_569532121_n1916737_377489922930_213526_n1916737_377489927930_4765956_n

Audycja „Transformacja”, Paweł Sito, Radio TOK FM

Paweł Sito   ( 4 sierpnia 2013) :  Jacek Olechowski, menadżer Kryzysu w pierwszych latach istnienia, dziennikarz muzyczny Rozgłośni Harcerskiej w czasach, gdy przyszedłem do niej jako dzieciak jeszcze w podstawówce, i po prostu jak to pisał Dostojewski  „bardzo mądry człek”  będzie za chwilę gościem Transformacji w TOK FM, na którą Was serdecznie zapraszam. Jestesmy na antenie i w sieci on-line do 14:00Do usłyszenia!
🙂
.
.
.1265055_3481775178852_465237820_o1186117_3443364258603_176610577_n1236351_3443363858593_1053441207_n